… to rzadko spotykane połączenie. Z tym większą ciekawością podeszliśmy do Mercedesa GLE 350 de.
To hybryda plug-in, a więc ładowana z gniazda, z całkiem sporym akumulatorem o pojemności 31.2 kWh. Mercedes podaje, że przy pełnym naładowaniu baterii, przejedziemy nawet ponad 100 km na samym prądzie…
… ale tak naprawdę zasięg auta na baterii to ok 70 km.
Wbrew logice oznaczeń, w aucie mamy zaledwie dwulitrowego turbodiesla. Trend się szerzy ale uczciwie trzeba przyznać, że nie dotyczy to tylko Mercedesa (takie BMW 430i to też tylko motor dwulitrowy).
Łączna moc hybrydowego zestawu GLE 350 de to 320 KM i 700 Nm momentu obrotowego. Teoretycznie spoko, ale nawet ze wspomaganiem elektrycznym sprint do setki zajmuje tu ponad 7 sekund.
Ok, auto waży dwie tony, ale wynik powinien być lepszy…
To samo dotyczy spalania ropy. Osiem czy dziewięć litrów w hybrydzie to trochę dużo. Za dużo, nawet jak na SUVa. Biorąc pod uwagę cenę diesla i konieczność ładowania baterii, by te osiem litrów utrzymać w ryzach, w przypadku GLE 350 de TANIA JAZDA to raczej tylko teoria…
… no chyba, że przy naprawdę lekkiej nodze.
Samej baterii nie naładujemy silnikiem spalinowym – to kolejne rozczarowanie. Pozostaje gniazdko lub rekuperacja (hamowanie odzyskowe). To drugie odbywa się w zasadzie tylko w mieście, gdzie z kolei rośnie spalanie ropy…
A miało być tankowanie za 50 zł. Bez fotowoltaiki i ładowania auta w domu się nie obędzie…
Biorąc pod uwagę silnik diesla, który mamy w GLE 350 de – a więc turbo, wtryski itd. – auto mnoży kolejne znaki zapytania.
Jeśli więc hybryda, to już chyba lepiej zostać przy benzynie (najlepiej wolnossącej) wspomaganej prądem. Sen na pewno będzie spokojniejszy…
Sam GLE to naprawdę udany model – pakowny, dobrze wykonany, wygodny, nie za duży… My preferujemy jednak inne wersje napędowe, najchętniej GLE 63 AMG! Tu spalanie to cecha nieistotna!
GM